Jeśli jesteś nieufny i potrafisz osądzić każdego o złe intencje, doszukując się drugiego dna, to
prawdopodobnie jesteś osobą, która sama często kłamie. Upatrujesz się tego samego w ludziach. Widzimy w innych, siebie samych. Tak jak czarno postrzegasz świat wokół, tak jeszcze czarniejsze masz wnętrze. Sorry,
Pewnie, że czasami lądujesz w miejscu do Ciebie nie pasującym, ale mówię tu raczej o sytuacjach, w których masz w sobie tyle gniewu i złości, nieprzepracowanych lekcji z dzieciństwa, że gdy spotykasz osoby o czystych intencjach co do Ciebie, nie możesz uwierzyć w ich prawdę, ponieważ Ty sam przywykłeś do życia w kłamstwie.
Niedowierzasz w dobre chęci. Nie masz na to wystarczających zasobów.
A więc albo przejdziesz rewolucję, albo spróbujesz stanąć obok, bo ktoś Cię w końcu walnie młotkiem, gdy znowu zaczniesz szukać dziury w całym!
Zaczynasz zastanawiać się dlaczego te osoby, w ogóle mają czelność wieść życie, w którym nie podejrzewają z góry złych uczynków od osób trzecich. Nie mówię tu o skrajnej naiwności, nieraz i ta druga strona, może pójść w nadmierną strefę zaufania, co także nie przynosi dobrych owoców, ponieważ wtedy inni mogę bawić się Nami jak tylko chcą.
Jak relatywnie ocenić na ile możemy sobie pozwolić w sztuce mówienia PRAWDY?
To wcale nie jest proste. Jesteśmy raz po jednej, raz po drugiej stronie barykady.
Chodzi o balans i zrozumienie, że wszyscy ludzie popełniają błędy i lepiej się do nich albo przyznać, albo nie wracać, ale nie ocieplać sobie osobowości.
Kłamstwo ma krótkie nogi. Co ma wyjść to i tak wyjdzie.
No i w porządku. Jeśli mamy sami coś za uszami, co koniecznie chcemy ukryć to nie znaczy że Twoi przyjaciele mają także takie sekrety jak Ty sam.
Jeśli pewna prawda o Tobie, boli Cię niesamowicie i uciska, nie musisz ogłaszać jej światu i wychodzić z transparentem naprzeciw ludzkości. Zresztą, kogo by to obchodziło?
Załóżmy, jednak że postanawiasz zaufać danej osobie i zwierzyć się jej, z czegoś bardzo ciężkiego, a ta osoba Cię opuszcza, ale najpierw zrównuje z ziemią.
Ałć, po co było mówić?
Wiedz że zobaczyła Cię przez jej pryzmat, a nie Twój. Ty jej zaufałeś, otworzyłeś i podjąłeś ryzyko np. odrzucenia. No i stało się. Trudno. Życie.
Przez jej otchłań, zajrzała do sytuacji ze swojej perspektywy i być może nie spojrzała współodczuwając. Oczywiście jeśli Twoje intencje były dobre, bądź dumny że spróbowałeś zaufać, podnieś się i idź dalej. Idź dalej wojowniku.
Wiem, że takie sytuacje wręcz zachęcają aby kłamać częściej na swoją korzyść, ale czy warto? Nie da się oszukiwać wszystkich wokół. Ten balast nowych kłamstw, zjadłby Nas od środka.
Czy kłamiesz dużo, czy kłamiesz tylko troszeczkę, to już sumienie podpowie Ci czy zmierzasz i gdzie zmierzasz.
Warto czasem wsłuchać się w siebie i zapytać czy wściekamy się słusznie, czy to tylko nasze domysły względem innych.
Jeśli chcemy "przyłapać" kogoś na kłamstwie, które sami sobie ubzduraliśmy, radzę wziąć dwa wdechy i pomyśleć o tym że:
Nie każdy jest zły.
Nie każdy jest dobry.
Nie każda czerń jest czarna, a nie każda biel jest biała.
Jesteśmy tym wszystkim.
Jesteśmy szarością, czernią, bielą. Dobrze jest nic nie zakładać z góry, że ktoś ma coś do ukrycia, tylko zaufać. Chociaż troszkę zaufać. Nie w nadmiarze, ale dać szansę.
Nie ma JEDNEJ PRAWDY.
Cokolwiek mówisz lub robisz ma wpływ na innych ale na Ciebie przede wszystkim.
Zaufaj najpierw sobie, a potem daj szanse INNYM.
Zdarzają się i przypadki gdy kłamstwem, chcemy ochronić daną osobę przed nadmiernym cierpieniem i robimy to z troski.
Dlatego nie ma tu klucza i rozwiązania na tacy. Zaufać możemy jedynie sercu, temu którego wypieramy istnienie, w trudnych okolicznościach. Ono wie lepiej niż my. Jednak My nie słuchamy, bo jesteśmy zbyt głośni.
Wsłuchajmy się w ciszę, a odpowiedzi przyjdą do Nas znikąd.
Comments